Artykuły
Artykuły
Ostatniego lata miałam okazję spędzić trochę czasu z moją superwizorką, Sandy Jardine. Ponieważ Sandy mieszka w Phoenix, a ja w Seattle, jest to naprawdę rzadkość. Mając komfort czasu i dostępności, zdecydowałam się w końcu wyznać jej coś, czego nie omawiałam jeszcze z nikim. Nerwowo przyznałam, że mimo certyfikacji i ponad 30-letniej pracy z parami, nadal doświadczam strachu na myśl o dniu pracy wypełnionym sesjami z parami. Sandy, w typowym dla niej stylu, natychmiast uznała moją skargę i uprawomocniła mnie mówiąc „Oczywiście, Susan, wszyscy tak mamy”. Otrzymawszy takie wzmocnienie, poczułam, że mam przestrzeń do eksploracji mojego doświadczenia.
W trakcie omawiania mojego odsłonięcia, stopniowo opuszczało mnie zawstydzenie. Kiedy rozważałam mój strach z zaciekawieniem i otwartością, Cykl EFT stanął przede mną w całej okazałości. Mój wewnętrzny cykl trzymał mnie w miejscu, pobudzając mnie od momentu wyjazdu z domu do przybycia do biura wczesnym rankiem. Wydobyłam jeden z moich wykresów cyklu i zaczęłam wypełniać puste miejsca. Po pewnym zastanowieniu wszystkie niewyraźne czynniki stały się jasne:
Myśli o sobie:
Myśli o innych:
Odczucia z ciała:
Emocje wtórne:
Zachowania / Tendencja do działania:
Lęki przywiązaniowe:
Tęsknoty i potrzeby przywiązaniowe:
Nie było zaskoczeniem, że zidentyfikowanie własnego wewnętrznego cyklu pomogło mi nazwać moje doświadczenie. Mogłam zobaczyć z bliska ten powtarzający się proces. Tak jak nasze pary, używałam tych samych zachowań, żeby zredukować mój dyskomfort bądź go uniknąć. Wewnątrz siebie stawałam się zarówno Osobą Wycofującą się, która chowa się za swoim laptopem jak i Osobą Domagającą się, która krytykuje się za robienie tego. Nic dziwnego, że czułam się zagubiona i rozdrażniona!
Poczułam istotę cyklu: Im bardziej unikałam swojego doświadczenia, tym bardziej byłam zaabsorbowana sobą i nieobecna na sesji. Utknęłam w zwątpieniu w siebie przy akompaniamencie mini paniki. Jeśli kontynuowałabym pozostawanie w moim cyklu, miałabym mniejszą możliwość stworzenia przestrzeni dla czułej, bezpiecznej i spokojnej pracy, którą chciałam wnieść na sesję. Ale jak mogę dotrzeć w inne miejsce? Wiedziałam, że potrzebuję deeskalacji.
Refleksja nad moim powtarzającym się utknięciem była tym, co doprowadziło mnie do zwierzenia się z tej trudności Sandy. Nie zaczęła ona poszukiwania odpowiedzi, prosząc mnie o przemyślenie mojego cyklu, jego przyczyn itp. Zamiast tego kontynuowała uprawomocnianie i zachęcała mnie do zaciekawienia się: „Co zrobiłam, żeby sobie poradzić? Co zadziałało? Co nie? Czy korzenie tego znajdują się w mojej rodzinie pochodzenia?” – zastanawiała się delikatnie. Oczywiście. Znajome uczucie bycia niewystarczająco dobrą i związany z tym wstyd wypłynęły na powierzchnię.
Sandy nie zostawiła mnie zbyt długo samej. Podzieliła się częścią swojego wewnętrznego doświadczenia z pracy własnej. Czułam, że jest u mego boku. Używając języka cyklu, zaczęłam zauważać podobny wzorzec w innych obszarach mojego życia. Powoli, cykl zaczynał mięknąć. Spróbowałam czegoś nowego. Zastanawiałam się, czy mój poranny cykl będzie inny, jeśli zamiast podcastów o EFT, przestawię się na słuchanie Car Talk (przyp. tłum. – radiowy humorystyczny talk show). Nie pomogło to rano pozbyć się strachu, ale śmiech naprawdę zadziałał w drodze powrotnej.
Na naszym forum wpadł mi też w oczy artykuł Marni Feuerman „Terapeutyczna obecność w EFT”. Marni cytuje Colosimo i Posa, którzy „… identyfikują pięć źródeł braku obecności: nadmierna intelektualizacja, strach, zmęczenie, reaktywność i rozproszenie uwagi”.
Natychmiast uświadomiłam sobie, że moje zachowanie przed sesją zawiera w sobie wszystkie te zachowania prowadzące do nieobecności. Mój cykl nie tylko sprawiał, ze utykałam, ale także uniemożliwiał mi dostrojenie się do mojej pierwszej pary danego dnia. Może pomyślisz, że to wciągnie mnie z powrotem w niepokój związany z efektywnością i związany z nim cykl (lęk związany z lękiem), ale zamiast tego miało to znacznie silniejszy i inspirujący skutek.
Dr. Feuerman napisała również: „Kiedy terapeuta łączy w sobie ukierunkowaną uwagę, nieoceniającą akceptację i empatię, ucieleśnia Obecność Terapeutyczną” oraz: „Wyniki badań wskazują, że relacja terapeutyczna jest ważniejsza dla zmiany terapeutycznej niż jakakolwiek konkretna technika terapeutyczna”(Lambert & Barley, 2001; Geller & Greenberg, 2012).
Przeczytanie tego, pozwoliło mi poporcjować trudność na możliwe do przełknięcia części (ang. slice it thinner). Zamiast stawać się Mistrzem Modelu, mogłam być sobą – po prostu być obecna. „Och, TO mogę zrobić” – usłyszałam siebie. Tej refleksji towarzyszyło rozluźnienie. Kiedy nie byłam w swoim cyklu, mogłam powiedzieć: „Wiem, jak być obecna – i to jest najważniejsze”. To było echo opinii mojej superwizorki, którą regularnie słyszałam. Zna mnie na tyle dobrze, by odzwierciedlić, że mogę być obecna dla moich par w taki sposób, w jaki ona jest obecna dla mnie. Wierzy w moją terapeutyczną obecność i chciała, żebym też uwierzyła w siebie. W trakcie naszej współpracy, Sandy stopniowo zmniejszała moje zwątpienie w samą siebie, po prostu będąc terapeutycznie obecna i dzieląc ten ciężar.
Dzięki tej reorganizacji doświadczenia i świadomości tego, co jest naprawdę ważne, zaczęłam dostrzegać pewne złagodnienie mojego cyklu. Przywołuję sobie głos mojej superwizorki, która mówi, że moja spokojna, kojąca obecność jest ważniejsza niż znajomość prawidłowej kolejności kroków w Etapie Drugim.
Artykuł dr Feuerman zainspirował mnie również do zrobienia miejsca na poranną praktykę uważności/ medytacji. Ale nie, jeszcze nie jestem u celu. Eksperymentuję jednak z różnymi sposobami podejścia do dnia pracy i własnego cyklu. „Czy jestem obecna? Czy potrafię znaleźć współczucie dla siebie i dla innych? Czy potrafię powitać w swoim gabinecie przestraszone dzieci, które mieszkają w walczących, zalęknionych dorosłych? Czy potrafię być obecna z prawdziwym ciepłem i obecnością? Czy potrafię wychwycić mój cykl, gdy się powtórzy?”. Obecnie coraz częściej odnajduję oparcie z pomocą mojej superwizorki, przyjaciół i współpracowników – oraz modelu, który nigdy nie przestaje mnie zaskakiwać i wspierać.
Autorką artykułu jest dr Susan Raab-Cohen, certyfikowana terapeutka EFT z Seattle, USA
Artykuł został oryginalnie opublikowany po angielsku w newsletterze ICEEFT nr 40, zima 2018/19. Tłumaczenie za zgodą ICEEFT (Międzynarodowe Centrum Doskonalenia w EFT).
Przetłumaczyła Małgorzata Pogorzelska – seksuolog kliniczny i psychoterapeuta, współzałożycielka Stowarzyszenia EFT Polska, absolwentka EFT Externship I Core Skills.